Autor: Suzanne Collins
Tytuł: Igrzyska śmierci
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Wydawnictwo: Media Rodzina
Miejsce i rok wydania: Poznań 2009
Liczba stron: 351
Na miejscu Ameryki Północnej powstało państwo Panem. Składa się z
dwunastu, niegdyś trzynastu dystryktów otaczających Kapitol. Wiele lat temu
wybuchło powstanie, dystrykty chciały walczyć z władzami. Jednak skutki okazały
się tragiczne – Trzynasty Dystrykt został doszczętnie zniszczony, zmieciony z
powierzchni ziemi. Na pamiątkę powstania, władze postanowiły co roku
organizować Głodowe Igrzyska. Każdy dystrykt musi wylosować spośród mieszkańców
chłopca i dziewczynę w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Dwudziestu czterech
zawodników musi stoczyć ze sobą walkę na arenie, a wygrać może tylko jeden…
Przegrana oznacza śmierć, wygrana – życie.
Siostra Katniss Everdeen, Prim, została wylosowana podczas dożynek. Nie
może ona jednak pozwolić, aby dwunastoletnia siostra zginęła na arenie i
postanawia zająć jej miejsce. Musi opuścić rodzinę, która bez niej może sobie
nie poradzić…
Suzanne Collins mieszka wraz z mężem, dwójką dzieci i trzema kotami w Newton,
w Connecticut. Jest amerykańską pisarką i scenarzystką telewizyjną. Zanim
napisała znaną na całym świecie trylogię „Igrzyska śmierci”, zasłynęła serią o
chłopcu Gregorze, który odkrywa nikomu nieznane obszary.
„Igrzysk śmierci” kupiłam już dawno. Jednak z powodu braku czasu nie
sięgałam po lekturę, choć cały czas o niej pamiętałam. W końcu postanowiłam
wziąć się w garść i zaplanowałam czytanie na ferie. Teraz żałuję, że wcześniej
tego nie zrobiłam! Tak, recenzja będzie pełna zachwytów nad książką, ale kto
czytał, mam nadzieję, że zrozumie. Inaczej się nie da.
„Ale ja sobie tego nie życzę! Oni już
odbierają mi przyszłość! Nie pozwolę, aby ukradli mi to, co liczyło się dla
mnie w przeszłości.”
Sam pomysł na fabułę mnie zachwycił. Głodowe Igrzyska – brzmi
intrygująco, nieprawdaż? Choć od samego początku wiedziałam kto wygra (poprzez
opisy i recenzje kolejnych części), wcale mi to nie przeszkadzało. I tak
wspaniale się czytało, a ważne jest też to, co się działo na igrzyskach. Nie
wiem, jak można być tak okrutnym, aby coś takiego zorganizować. Wszystko
filmowano, a mieszkańcy Panem mieli obowiązek oglądać w telewizji to, co się
działo na arenie. Kiedy przez kilka dni nikt nie ginął, organizatorzy sami
zmuszali uczestników do walki i zapewniali widzom atrakcje. Przed samymi
igrzyskami przeprowadzano staranne przygotowania – prezentacja uczestników,
wywiady, strojenie w nieprawdopodobne ubrania. Uważali to za rozrywkę.
„Panie i panowie, Siedemdziesiąte Czwarte
Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!”
Autorka ma cudowny styl, dokładnie taki, jaki najbardziej lubię.
Posługuje się obrazowym i bogatym językiem, doskonale potrafi przelać myśli na
papier. Wszystko dokładnie tłumaczyła czytelnikowi, aby zrozumiał, ale nie
nużyła przy tym. Moje oczy tylko biegały nad literami, a ja już nie byłam w
swoim domu, tylko w Panem. Mogłam sobie wszystko idealnie wyobrazić. To
niebywała uczta dla wyobraźni!
Katniss wykazała się ogromną odwagą i inteligencją, ale nie brakuje jej
także wad, które sprawiają, że postać staje się rzeczywista. Niemal od razu ją
pokochałam i zawszę będę podziwiać. Peeta także w błyskawicznym tempie skradł
moje serce. To taki silny i mądry, ale wrażliwy chłopak. Już od historii z
chlebem widać jego dobre serce.
„To wielkie widowisko. Jak cię widzą, tak cię piszą. Gdy twoja
prezentacja dobiegła końca, mogłem powiedzieć, że w najlepszym przypadku
wypadłaś sympatycznie, choć i to tak graniczy z cudem. Teraz bez wahania
powiem, że potrafisz przebojem zdobywać męskie serca.”
Jest to powieść, o której trzeba myśleć. Chyba nigdy się od niej nie
uwolnię, a moje myśli tym bardziej! Podczas czytania o niej myślałam, a także w
chwilach, na które musiałam odłożyć powieść. Po skończeniu także. Mam ochotę
znów porwać książkę z półki i zaczytać się do szaleństwa. I nigdy nie przestać.
Choć skończyłam ją zaledwie wczoraj, chcę do niej powrócić. Specjalnie
nakazałam sobie dawkować lekturę, aby zbyt szybko się z nią nie żegnać. Lecz
trzy dni to zdecydowanie za mało!
„Pamiętam wszystko, co wiąże się z tobą.”
Kocham „Igrzyska śmierci” całym swoim sercem i nigdy moja miłość się nie
skończy. Kocham tę książkę do szaleństwa. Mam ochotę płakać nad nią, że się
zakończyła. Że była taka krótka. Że czekają mnie jeszcze tylko dwie części. To
zdecydowanie za mało. Można by o tym pisać w nieskończoność, ale autorka znała
umiar.
„Tyle czasu robiłam wszystko, żeby nie
lekceważyć wrogów, że w końcu zapomniałam, iż równie niebezpieczne jest ich
przecenianie.”
Ta książka mnie poruszyła i wstrząsnęła mną do głębi. Jak pisze z tyłu
okładki, jest to powieść dla dojrzałych ludzi, którzy potrafią zrozumieć, że
okrucieństwo było, jest i zawsze będzie. Sądzę, że już nigdy nie będę myśleć
tak samo, jak przed lekturą „Igrzysk śmierci”. To piękna książka o cierpieniu,
śmierci i miłości.
„Do dziś wyczuwam związek między Peetą
Mellarkiem, chlebem, który dał mi nadzieję, a kwitnącym mniszkiem, źródłem
wiary w to, że nie jestem skazana na śmierć.”
Chcę przeczytać kolejne tomy. Muszę. Mam ochotę rzucić wszystko i pobiec
do pierwszej księgarni i zaopatrzyć się w „W pierścieniu ognia” oraz
„Kosogłos”. Obiecałam sobie, że do kwietnia nie kupię już żadnej książki bez
powodu, ale chyba nie wytrzymam. Poza tym, powód jest. Bo umrę z ciekawości i
niecierpliwości.
Choć wiedziałam, kto wygra, jak już wcześniej wspomniałam, to i tak nie
wiedziałam, co może dalej spotkać bohaterów. Cały czas miałam poczucie, że
jednak ten ktoś może umrzeć. Pani Collins potrafi trzymać czytelnika w napięciu
przez całą powieść. Trzeba pogratulować talentu.
„Oto rada. Nie dajcie się zabić.”
„Igrzyska śmierci” powinny być lekturą obowiązkową dla większości ludzi.
Może część z nich nauczyłaby się czegoś z tej książki. Nie można jej traktować
jako zwykłą rozrywkę, trzeba wiedzieć, że ukazuje prawdę o świecie i życiu. Ten,
kto nie przeczytał jeszcze tej powieści, niech szybko to nadrobi. Warto. Jest
to cudowna, fantastyczna, obłędna książka. Po prostu piękna.
„Igrzyska śmierci” to książka poza
skalą, nie potrafię jej ocenić, bo 10/10 to zdecydowanie za mało.
WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ